
W „Marcowych fiołkach” poznajemy historię Emily, kobiety po trzydziestce, od której właśnie odszedł mąż, ponieważ znalazł sobie kochankę. Początek mało wesoły, jeżeli dodamy do tego kilkuletnią niemoc twórczą po wydaniu bestsellera i niezbyt dobre kontakty z matką i siostrą. Ale wtedy, trochę jak w „Kopciuszku”, pojawia się dobra wróżka, a właściwie daleka krewna – ciocia Bee. Zaprasza Emily do swojego domu, na wyspę Bainbridge, gdzie kobieta spędzała wakacje jako dziecko. Emily czuje, że potrzebuje nabrać sił i decyduje się spędzić cały marzec na wyspie niedaleko Seattle, dużo spokojniejszej i bardziej urokliwej niż Nowy Jork, w którym mieszka. Nie ma pojęcia, że ta decyzja już na zawsze odmieni nie tylko jej życie, ale również życie wielu innych osób. W domu swej krewnej Emily odnajduje tajemniczy pamiętnik w czerwonej oprawie, którą nadgryzł już ząb czasu. Historia w nim opisana pochodzi z początków lat 40. XX wieku i ku zdziwieniu Emily bardzo przypomina jej własne życie. Tylko dlaczego? Do kogo należał ten pamiętnik? I dlaczego najbliższa przyjaciółka Bee nalega, aby dziewczyna przeczytała go do końca? Czemu uważa, że ta historia ma wielkie znaczenie i że Emily zasługuje na to, by poznać prawdę? Prawdę o czym? Pytania piętrzą się, ale odpowiedzi nie są proste do znalezienia. Każdy dzień przynosi niespodzianki i nowe osoby, które dla Emily zaczynają być elementami układanki sprzed lat. Kobieta spotyka również przystojnego Jacka, którego z tajemniczych powodów Bee unika jak ognia.
Książka jest niezwykle klimatyczna. Wyruszając wraz z Emily na wyspę Bainbridge miałam wrażenie, jakbym sama się tam nagle znalazła. Autorka w niezwykły sposób opisuje miejsca, które widzą lub odwiedzają jej bohaterowie. Domy położone blisko morza. Piasek pod stopami i muszelki wyrzucone na brzeg. Miejsca spotkań towarzyskich, jak i urokliwe zakątki skrywane w sekrecie tylko dla tych, których obdarzyło się prawdziwą miłością. Przechadzając się brzegiem morza wraz z Emily wyczuwałam w powietrzu zapach soli oraz delikatność wiatru szumiącego cichutko. Ale nie tylko o tym Sarah Jio potrafi pięknie pisać. Ma prawdziwy dar opisywania ludzkich uczuć, targających nimi emocji. Czułam to, co oni. Widziałam zmieniający się wyraz ich twarzy. Odczuwałam smutek i ból, kiedy działa im się krzywda. To naprawdę coś niezwykłego. Dawno nie miałam do czynienia z tak silnym przekazem i doborem słów. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalną historię miłosną, która łączy pokolenia. Opowieść pełną tajemnic skrywanych od wielu lat, które warto poznać krok po kroku, powolutku, niespiesznie, wraz z główną bohaterką. To historia o tym, że przed przeszłością nie da się w żaden sposób uciec. Prędzej czy później do nas powróci, a wówczas uderzy z taką siłą, że prawie zwali nas z nóg. Opowiada o poświęceniu, doznanych krzywdach, zazdrości, nieporozumieniach prowadzących do nieszczęśliwego biegu wydarzeń, niespełnionej miłości oraz takiej, która przetrwa mimo wielu przeciwności losu; o poszukiwaniu sensu w życiu, odnajdywaniu siebie i własnego miejsca na ziemi. To niezwykła książka z udziałem niezwykłych bohaterów, którym dane było przeżyć niezwykłą historię. Taką, która mało komu się przydarza. Taką, która na zawsze pozostaje w ludzkich sercach i pamięci. Taką, do której chce się wracać i wracać.

Jeżeli więc masz ochotę uciec od deszczowego, zimnego wieczoru, to weź ciepły koc, kubek herbaty lub kakao i zaszyj się gdzieś na kanapie lub w fotelu i poznaj zupełnie inny świat i historię, która zostanie z Tobą na długo.
Komentarze
Prześlij komentarz