Przejdź do głównej zawartości

Podróż na wyspę Bainbridge

Kiedy za oknem zaczyna się robić coraz szarzej, kiedy liście coraz szybciej opadają z drzew, a Słońce zachodzi wcześniej, zaczyna nam czegoś brakować. Energii jakby mniej, chęci do wstania z wygodnego łóżka też. Wydaje się, że Świat przestał się do nas uśmiechać. Jesienna chandra… Zniechęcenie. Ale przecież możemy to przetrwać – nawet lepiej niż co roku. Może warto zrobić coś dla siebie, coś co sprawi nam radość i przywoła uśmiech na cały dzień. Ostatni tydzień moim poprawiaczem humoru była powieść Sarah Jio „Marcowe fiołki”. Pomyślałam, że tak wiosenny tytuł na pewno kryje za sobą piękną historię. Intuicja mnie nie zawiodła, chociaż żałuję, że powieść nie jest dłuższa, bo sprawiałaby mi radość kilka wieczorów dłużej.


W „Marcowych fiołkach” poznajemy historię Emily, kobiety po trzydziestce, od której właśnie odszedł mąż, ponieważ znalazł sobie kochankę. Początek mało wesoły, jeżeli dodamy do tego kilkuletnią niemoc twórczą po wydaniu bestsellera i niezbyt dobre kontakty z matką i siostrą. Ale wtedy, trochę jak w „Kopciuszku”, pojawia się dobra wróżka, a właściwie daleka krewna – ciocia Bee. Zaprasza Emily do swojego domu, na wyspę Bainbridge, gdzie kobieta spędzała wakacje jako dziecko. Emily czuje, że potrzebuje nabrać sił i decyduje się spędzić cały marzec na wyspie niedaleko Seattle, dużo spokojniejszej i bardziej urokliwej niż Nowy Jork, w którym mieszka. Nie ma pojęcia, że ta decyzja już na zawsze odmieni nie tylko jej życie, ale również życie wielu innych osób. W domu swej krewnej Emily odnajduje tajemniczy pamiętnik w czerwonej oprawie, którą nadgryzł już ząb czasu. Historia w nim opisana pochodzi z początków lat 40. XX wieku i ku zdziwieniu Emily bardzo przypomina jej własne życie. Tylko dlaczego? Do kogo należał ten pamiętnik? I dlaczego najbliższa przyjaciółka Bee nalega, aby dziewczyna przeczytała go do końca? Czemu uważa, że ta historia ma wielkie znaczenie i że Emily zasługuje na to, by poznać prawdę? Prawdę o czym? Pytania piętrzą się, ale odpowiedzi nie są proste do znalezienia. Każdy dzień przynosi niespodzianki i nowe osoby, które dla Emily zaczynają być elementami układanki sprzed lat. Kobieta spotyka również przystojnego Jacka, którego z tajemniczych powodów Bee unika jak ognia.

Książka jest niezwykle klimatyczna. Wyruszając wraz z Emily na wyspę Bainbridge miałam wrażenie, jakbym sama się tam nagle znalazła.  Autorka w niezwykły sposób opisuje miejsca, które widzą lub odwiedzają jej bohaterowie. Domy położone blisko morza. Piasek pod stopami i muszelki wyrzucone na brzeg. Miejsca spotkań towarzyskich, jak i urokliwe zakątki skrywane w sekrecie tylko dla tych, których obdarzyło się prawdziwą miłością. Przechadzając się brzegiem morza wraz z Emily wyczuwałam w powietrzu zapach soli oraz delikatność wiatru szumiącego cichutko. Ale nie tylko o tym Sarah Jio potrafi pięknie pisać. Ma prawdziwy dar opisywania ludzkich uczuć, targających nimi emocji. Czułam to, co oni. Widziałam zmieniający się wyraz ich twarzy. Odczuwałam smutek i ból, kiedy działa im się krzywda. To naprawdę coś niezwykłego. Dawno nie miałam do czynienia z tak silnym przekazem i doborem słów. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalną historię miłosną, która łączy pokolenia. Opowieść pełną tajemnic skrywanych od wielu lat, które warto poznać krok po kroku, powolutku, niespiesznie, wraz z główną bohaterką. To historia o tym, że przed przeszłością nie da się w żaden sposób uciec. Prędzej czy później do nas powróci, a wówczas uderzy z taką siłą, że prawie zwali nas z nóg. Opowiada o poświęceniu, doznanych krzywdach, zazdrości, nieporozumieniach prowadzących do nieszczęśliwego biegu wydarzeń, niespełnionej miłości oraz takiej, która przetrwa mimo wielu przeciwności losu; o poszukiwaniu sensu w życiu, odnajdywaniu siebie i własnego miejsca na ziemi. To niezwykła książka z udziałem niezwykłych bohaterów, którym dane było przeżyć niezwykłą historię. Taką, która mało komu się przydarza. Taką, która na zawsze pozostaje w ludzkich sercach i pamięci. Taką, do której chce się wracać i wracać.

Jeżeli więc masz ochotę uciec od deszczowego, zimnego wieczoru, to weź ciepły koc, kubek herbaty lub kakao i zaszyj się gdzieś na kanapie lub w fotelu i poznaj zupełnie inny świat i historię, która zostanie z Tobą na długo.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs część pierwsza

Z okazji tego, że na FB mój fanpage obserwuje już 80 osób dziś ogłaszam konkurs. Do wygrania książka Ewy Stachniak "Katarzyna Wielka". Jedyne co musisz zrobić to udostępnić dla znajomych ten post, polubić post na FB i w komentarzu napisać komu pożyczylibyście tę książkę. Zwycięzca będzie ogłoszony we wtorek 5 września rano na FB. Powodzenia!

Superfood już nie takie super?

W ostatnim czasie jedną z najgłośniejszych dyskusji w większości krajów Unii Europejskiej, czyli także w Polsce i Wielkiej Brytanii, prowadzi się na temat dopuszczalnej ilości nasion chia w produktach spożywczych, zwłaszcza w jogurtach i deserach. Od 2009 roku systematycznie zwiększa się zarówno udział procentowy nasion w produktach jak i różnorodność wyrobów zawierających nasiona szałwii hiszpańskiej. Wiele serwisów gospodarczych jak i tych traktujących o zdrowiu i stylu życia poruszyło ten temat. I choć producenci i biznesmeni prowadzą zdrową dyskusję, to już wszelkie inne portale bombardują użytkowników naciągniętymi tytułami mówiącymi o zakazie spożywania nasion chia lub całkowitym ich wycofaniu z rynku. Czy to niedoinformowanie czy raczej bulwersująca reklama, aby zainteresować ludzi bardzo przecież zdrowym i smacznym produktem? August III Sas i Wilk z Wall Street Co mają ze sobą wspólnego król Polski, bogacz z Nowego Jorku i portale ukazujące przekreślone nasiona chia? O