Kiedy za oknem zaczyna się robić coraz szarzej, kiedy liście coraz szybciej opadają z drzew, a Słońce zachodzi wcześniej, zaczyna nam czegoś brakować. Energii jakby mniej, chęci do wstania z wygodnego łóżka też. Wydaje się, że Świat przestał się do nas uśmiechać. Jesienna chandra… Zniechęcenie. Ale przecież możemy to przetrwać – nawet lepiej niż co roku. Może warto zrobić coś dla siebie, coś co sprawi nam radość i przywoła uśmiech na cały dzień. Ostatni tydzień moim poprawiaczem humoru była powieść Sarah Jio „Marcowe fiołki”. Pomyślałam, że tak wiosenny tytuł na pewno kryje za sobą piękną historię. Intuicja mnie nie zawiodła, chociaż żałuję, że powieść nie jest dłuższa, bo sprawiałaby mi radość kilka wieczorów dłużej. W „Marcowych fiołkach” poznajemy historię Emily, kobiety po trzydziestce, od której właśnie odszedł mąż, ponieważ znalazł sobie kochankę. Początek mało wesoły, jeżeli dodamy do tego kilkuletnią niemoc twórczą po wydaniu bestsellera i niezbyt dobre kontakty z matką i si