Przejdź do głównej zawartości

Polski Korposzczur


Prawie rok temu zaczęłam pracę w międzynarodowej korporacji. Oczywiście miałam wiele wątpliwości związanych z nową pracą. W swoim mniemaniu nie miałam dostatecznych kompetencji aby pracować w poważnej instytucji finansowej w Wielkiej Brytanii i odpowiadać za inwestycje no cóż...milionów funtów. Z drugiej strony miałam też dość pracy w restauracji i wymyślania coraz to nowych atrakcji aby pracownikom - zazwyczaj studentom na pół etatu - chciało się przychodzić i pracować. Spodziewałam się wielu rzeczy. Ale nie tego co zastałam....

Otwarta przestrzeń, raczej elegancko ubrani ludzie (co nie znaczy pod krawatem) i miły manager. Dobry tekst do ogłoszenia o pracę, ale tak naprawdę jest. Oczywiście dużo szkoleń, nowych rzeczy których musiałam się uczyć w miarę szybko. Ale też pomoc na każdym kroku, empatia i brak ciągłego przypominania o terminach czy uwag o szybkości postępów. Bardzo polubiłam swoje nowe miejsce pracy. Odetchnęłam, bo nie musiałam już myśleć za 10 ludzi.

Po 10 miesiącach w mojej firmie trafiłam w polskiej telewizji na program Przemka Kossakowskiego - Inicjacje. W tym odcinku miał się stać taksówkarzem nocnej zmiany, asystentem wizażysty i zakończyć dniem jako pracownik korporacji. Lubię programy Kossakowskiego. Ma w sobie dziecięcą ciekawość i ten rzadko spotykany błysk w oku, chęć przygody. To człowiek z pasją do tego co robi. Można zobaczyć jak angażuje się w pracę, ba! jak poświęca się aby zrealizować swoją wizję programu.

Bardzo czekałam na ostatnią część odcinka, tę o korporacji. Legendy które słyszałam od znajomych z Polski wydawały mi się przesadzone. Strona na FB Korposzczur bawi mnie niezmiernie ale też była to dla mnie abstrakcyjna wizja, takie przerysowanie rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, że nie każda firma jest taka sama i że te kilka klatek w telewizyjnym programie to nie 100% tego co można znaleźć wszędzie. Ale była to też jedna z opowieści. Jak się okazało bardzo spójna z tym co opowiadali moi znajomi.

I przyszła mi do głowy taka refleksja, że Polak zawsze chce być bardziej. Bardziej amerykański, bardziej święty, bardziej pracowity, bardziej wydajny. Dla Przemka Kossakowskiego wszystko było nowe i nawet rozumiem jego szok. Ale potem spojrzałam na to wszystko ze swojej perspektywy i porównałam z tym co mam. Luxsoft podobnie jak moja firma istnieje na rynku międzynarodowym, jest notowana na giełdzie. Obie reklamują się jako miejsce gdzie można rozwinąć skrzydła. A czego doświadczył Przemek? Poganianie chyba jest normą w polskiej korpo - wszystko musiało być szybciej, lepiej i żeby szef był zadowolony. Rozumiem, że szybkie pisanie na klawiaturze może być pomocne ale przesadą jest jeżeli dzwonimy umówić konferencję dla szefa do innego oddziału w Polsce, rozmowa jest z Polką ale... po angielsku! No właśnie - angielski a właściwie ponglish. Żargon który jest tak zabawny, że aż przerażający. Dedlajn, czelendż, fokusowanie, target...Po co? Żeby było bardziej międzynarodowo? Czymś co mnie najbardziej zadziwiło było polecenie - idź i kup kwiaty dla żony szefa. Hmm...czy to jeszcze przysługa czy już służalczość? Czy przypadkiem nie jest tak, że obroża niewolnika zamieniła się w smycz z kartą magnetyczną do drzwi? To wszystko strasznie pokazuje jak my, Polacy potrafimy się spinać w życiu. Rozumiem, że każdy chce mieć fajne zarobki i cieszyć się swoją pracą. Ale to chyba nie jest ta droga.

Mam nadzieję, że kiedyś polscy managerowie, prezesi, szefowie, CEO czy kogo tam jeszcze macie w firmach zrozumieją że najprostszą drogą do zaangażowania pracownika w zadania jest danie mu balansu między życiem prywatnym a korpo. Bo jeżeli takie praktyki jak pokazał Kossakowski będą normą to staniemy się niczym więcej niż niewolnikami, szczurami które będą robić wszystko za dodatkowy kawałek chleba i chwilę na kolorowym kołowrotku po kilkunastu godzinach ciężkiej roboty.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Superfood już nie takie super?

W ostatnim czasie jedną z najgłośniejszych dyskusji w większości krajów Unii Europejskiej, czyli także w Polsce i Wielkiej Brytanii, prowadzi się na temat dopuszczalnej ilości nasion chia w produktach spożywczych, zwłaszcza w jogurtach i deserach. Od 2009 roku systematycznie zwiększa się zarówno udział procentowy nasion w produktach jak i różnorodność wyrobów zawierających nasiona szałwii hiszpańskiej. Wiele serwisów gospodarczych jak i tych traktujących o zdrowiu i stylu życia poruszyło ten temat. I choć producenci i biznesmeni prowadzą zdrową dyskusję, to już wszelkie inne portale bombardują użytkowników naciągniętymi tytułami mówiącymi o zakazie spożywania nasion chia lub całkowitym ich wycofaniu z rynku. Czy to niedoinformowanie czy raczej bulwersująca reklama, aby zainteresować ludzi bardzo przecież zdrowym i smacznym produktem? August III Sas i Wilk z Wall Street Co mają ze sobą wspólnego król Polski, bogacz z Nowego Jorku i portale ukazujące przekreślone nasiona chia? O...

Pigułki (nie)szczęścia

Pomysł podróży w czasie nie jest nikomu z nas obcy, a twórcy wykorzystują go coraz częściej. Bo kto nie chciałby zmienić czegoś w swoim życiu? Pójść inną drogą, wybrać inne studia, zapobiec wypadkowi, oszczędzić sobie cierpień, zobaczyć kogoś jeszcze raz? Każdy z nas miewa takie myśli. I choć wiemy, że to nie możliwe to marzymy dalej i zastanawiamy się czy bylibyśmy w stanie ponieść konsekwencje innych decyzji. Bo zmieniając nawet najdrobniejszą rzecz w przeszłości, musimy liczyć się ze zmianą w teraźniejszości. I to jest dopiero przerażające. Jeżeli oglądaliście "Efekt Motyla", to wiecie o czym mówię. Całkiem niedawno trafiłam na książkę młodego francuskiego pisarza Guillaume Musso pt."Będziesz tam?", w której główny bohater dostaje tę samą szansę od losu. Bohaterem powieści jest Elliott Cooper - sześćdziesięcioletni chirurg-pediatra cierpiący na raka płuc. Nie zostało mu już wiele czasu...Największą radością jego życia jest dorosła już córka Angie, największym p...