Przejdź do głównej zawartości

Wyjątkowo niestrawne danie

Nie wiem, co mnie podkusiło. Naprawdę nie wiem. Ze swojej wyjątkowo chybionej inwestycji zdałam sobie sprawę, niestety, dopiero po 60 stronach książki Oli Trzecieckiej „Jamnik z kluskami”. *Blurb zapowiadał opowieść o losach młodej kobiety, która odkrywa, że jej mąż słowo „wierność” owszem, zna, ale jakoś zapomniał o zas
tosowaniu w życiu małżeńskim. O trudach w tej relacji, o próbie naprawy… Być może powiecie, że sama sobie jestem winna, bo powinnam jeszcze zasugerować się podpisem pod tytułem: „Komedia omyłek, która dowodzi, że na pozorach nie można budować przyszłości.” Ale kto nie lubi się pośmiać, nawet jeżeli główny wątek powieści nie należy do najłatwiejszych. O naiwności!
Przez pierwsze 60 stron jest nawet dobrze. Ładny język, plastyczne opisy, żywa narracja. Zalatuje trochę klasyką chiclit, ale
daje się wyczuć też coś nowego. Powoli poznajemy główną bohaterkę, Ankę, i jej towarzysza, jamnika o imieniu Zaworek. Anka odkrywa w całkiem przypadkowy sposób zdradę męża i od planu zemsty przechodzi wprost do czynu. Opis tego niecodziennego wydarzenia jest naprawdę ciekawy – można się i pośmiać i zapewne niejedna kobieta przyzna w duchu, że zrobiłaby to samo na miejscu zdradzonej Anki. A dalej..?
Dalej niestety jest coraz gorzej. Autorka cofa się z Czytelnikami o dwa lata, do momentu, kiedy to Anka poznaje swojego przyszłego męża – doktora Kluska i jego „cudowną” Mamusię. Osobiście spodziewałam się jakiejś analizy związku, błędów popełnionych przez bohaterów, intryg, bądź po prostu wyjaśnień – co się takiego stało, że nagle jedno z małżonków szuka wrażeń na boku. Od razu powiem – analizy nie ma, błędów nie ma. Jest sporo gagów, jest satyra, ale…Pomimo to coś w tej książce bardzo nie gra. Ola Trzeciecka chyba chciała stworzyć satyrę, która wymknęła jej się spod kontroli i szybko stała się paszkwilem. Początkowo współczułam Ance zarówno męża, jak i Teściowej. Lecz gdy powoli poznawałam okoliczności zaręczyn i późniejszego życia tej pary, byłam na przemian bezbrzeżnie zdumiona i przerażona. Anka okazuje się po prostu zimną, wyrachowaną harpią. Pisze doktorat, nie wiadomo z czego się utrzymuje, a za główny cel życia postawiła sobie złapanie faceta. Oczywiście bogatego, ustawionego i co najważniejsze – z mieszkaniem. Bo to, które wynajmuje z przyjaciółką Magdą, można nawet przy dobrych chęciach nazwać tylko i wyłącznie ruderą. Przymioty ciała i ducha ofiary – przepraszam, przyszłego małżonka, nie miały tam żadnego znaczenia. Trafił jej się egzemplarz mocno wybrakowany, ale widziały gały, co brały; doktor Klusek bynajmniej nie wypierał się swego szowinistycznego podejścia do wszystkich przedstawicielek płci pięknej z wyjątkiem niedoścignionego wzoru kobiecości – swojej Mamusi. Oczywiście nasza bohaterka ma teraz pretensje do całego świata – głównie do męża i teściowej – chociaż tak naprawdę może winić tylko siebie.
Cóż…Jeżeli z własnej inicjatywy radośnie wytarzasz się w błocie, to nie możesz się dziwić, że Cię wybrudziło. Tak można podsumować zarówno zdziwienie Anki w temacie wierności jej męża, jak i moje zdziwienie - cóż to za gniot znowu udało mi się zakupić! Mam nauczkę, żeby w opisy nie wierzyć i czasami poczytać PRZED zakupem, co inni mają do powiedzenia na temat książki. Oli Trzecieckiej gratuluję poczucia humoru i spełnionego marzenia, ale jednocześnie mam nadzieję, że już więcej dzieł nie popełni. „Jamnika z kluskami” odradzam – brzuch może na chwilę rozboleć od śmiechu, ale pozostawi wyjątkowy niesmak po zakończeniu.

*Blurb – rekomendacja lub krótkie streszczenie utworu, umieszczane najczęściej na tylnej stronie okładki książki lub płyty DVD.


Komentarze

  1. No i masz Ci los... książka mówisz do bani, a mi się tak Twoja recenzja spodobała, że chyba ją jednak przeczytam :) Obawiam się jedynie, że sama książka będzie dużo gorsza od Twojej recenzji na jej temat ;) Może sama pokusisz się o napisanie takiego "Jamniczka", albo korektę już istniejącego? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyichś marzeń poprawiać nie będę, ale być może coś się narodzi w mojej głowie. Coś więcej niż recenzje...Ja jednak będę punktowała w prawdziwe sytuacje, odczucia i problemy.
    Zapraszam serdecznie do śledzenia dalszych recenzji :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Konkurs część pierwsza

Z okazji tego, że na FB mój fanpage obserwuje już 80 osób dziś ogłaszam konkurs. Do wygrania książka Ewy Stachniak "Katarzyna Wielka". Jedyne co musisz zrobić to udostępnić dla znajomych ten post, polubić post na FB i w komentarzu napisać komu pożyczylibyście tę książkę. Zwycięzca będzie ogłoszony we wtorek 5 września rano na FB. Powodzenia!

Superfood już nie takie super?

W ostatnim czasie jedną z najgłośniejszych dyskusji w większości krajów Unii Europejskiej, czyli także w Polsce i Wielkiej Brytanii, prowadzi się na temat dopuszczalnej ilości nasion chia w produktach spożywczych, zwłaszcza w jogurtach i deserach. Od 2009 roku systematycznie zwiększa się zarówno udział procentowy nasion w produktach jak i różnorodność wyrobów zawierających nasiona szałwii hiszpańskiej. Wiele serwisów gospodarczych jak i tych traktujących o zdrowiu i stylu życia poruszyło ten temat. I choć producenci i biznesmeni prowadzą zdrową dyskusję, to już wszelkie inne portale bombardują użytkowników naciągniętymi tytułami mówiącymi o zakazie spożywania nasion chia lub całkowitym ich wycofaniu z rynku. Czy to niedoinformowanie czy raczej bulwersująca reklama, aby zainteresować ludzi bardzo przecież zdrowym i smacznym produktem? August III Sas i Wilk z Wall Street Co mają ze sobą wspólnego król Polski, bogacz z Nowego Jorku i portale ukazujące przekreślone nasiona chia? O